Menu Zamknij

Ryga, czyli co ciekawego skrywa stolica Łotwy?

Dlaczego właściwie Ryga? Odpowiedź jest oczywiście banalna: tanie bilety na Ryanair, które złapaliśmy po 19 PLN w jedną stronę na osobę. A więc, najpierw rezerwacja lotów, a później sprawdzanie, w jaki sposób można spędzić przedłużony weekend w stolicy Łotwy.

Łotwa liczy sobie około 2 miliony mieszkańców. W samej Rydze mieszka prawie 1/3 z nich. Około 24% jej populacji stanowią Rosjanie, zaś pozostali (z nielicznymi mniejszościami) to Łotysze. Między tymi dwiema nacjami dochodzi czasem do mniejszych sporów. Rosjanie tam mieszkający bardzo by chcieli, aby jednym z języków urzędowych został język rosyjski. Jednak w drodze referendum pozostali Łotysze opowiedzieli się zdecydowanie przeciwko, a wyniki referendum praktycznie idealnie odzwierciedlały procent populacji obu nacji. Jednak, mimo wszystko, język rosyjski na ulicach Łotwy jest dość popularny.

Lot do Rygi z podwarszawskiego Modlina trwa godzinę z groszami. W międzyczasie przekraczamy strefę czasową, co w praktyce oznacza, że tracimy jedną godzinę. Nie martwcie się jednak, na powrocie uda Wam się ją odzyskać! Data naszej podróży przypadła na pierwszy weekend grudnia, stąd na podejściu do lądowania w samolocie rozległa się ogólna euforia, gdy pasażerowie zobaczyli ląd szczelnie zasypany białym puchem. Pierwsze kroki na łotewskiej ziemi pokonaliśmy krocząc w zaspach świeżego śniegu.

Z lotniska Lidosta do centrum miasta jest około 9km. Dystans ten przemierzyć można w zasadzie na dwa sposoby. Pierwszym z nich jest zamówienie Bolta (Uber nie funkcjonuje na Łotwie) w cenie około 10-18 EUR (w zależności od pory dnia). Drugim, tańszym, jest przejście 200 metrów na przystanek autobusowy, skąd, co około 30 minut do centrum kursuje linia numer 22. Podróż trwa około 30 minut. Bilet na podróż można zakupić w biletomacie na przystanku za 1,15 EUR (jeśli akurat działa – w dniu naszego przylotu nie działał!) lub u kierowcy autobusu w cenie 2 EUR. Co ważne – u kierowcy płatność tylko odliczoną gotówką! W przypadku, gdy nie masz odliczonej gotówki, to kierowca po prostu nie wyda Ci reszty. A co jeśli nie masz gotówki wcale? Wtedy, tak jak nam… pozostaje jazda na gapę. Mandaty wynoszą między 20, a 70 EUR. Po wejściu do autobusu są wszędzie ponaklejane kody QR umożliwiające zakup biletu on line. Nie łudź się jednak, że Ci się to uda. Jeśli nie masz numeru telefonu zarejestrowanego w łotewskiej sieci komórkowej, to nie masz na to żadnych szans 🙂

Hotel polecam znaleźć w miarę blisko centrum, lub po prostu w samym centrum. Ceny są bardzo niskie i za dwie noce dla dwóch osób ze śniadaniem są duże szanse zmieścić się w budżecie 400 PLN. Tak właśnie wyszło nam rezerwując Hotel Jugend ****, który całym sercem mogę polecić! Śniadania w opcji szwedzkiego stołu są chyba największym plusem tego miejsca.

Co robić w Rydze? Opcje zwiedzania miasta ograniczają się przede wszystkim do ścisłego centrum. Obiekty w stylu Domu Czarownic, czy liczne malownicze uliczki i place są bardzo fajnymi wizytówkami tego, leżącego nad rzeką Dźwiną, miasta.

A skoro już jesteśmy przy rzece Dźwinie, to także polecam spacer jej wybrzeżem oraz odwiedzenie jej drugiej strony. Krajobraz miasta z lewego brzegu wygląda bardzo okazale, a przy okazji można obejrzeć z bliska gmach Biblioteki Narodowej oraz kilka wieżowców.

A’propo krajobrazu miasta, myślę, że mogę polecić atrakcję – taras widokowy w Łotewskiej Akademii Nauki. Wejście kosztuje 6 EUR i podobnie jak w autobusie, honorowana jest jedynie gotówka, dzięki której niezbyt miła starsza pani zza szklanej, iście PRL-owskiej, recepcji sprzeda wam wejściówki i ostatecznie wskaże drogę do windy, która zawiezie Was na sam szczyt. No prawie… wybierając ostatnie możliwe piętro i tak do przejścia będziecie mieli jeszcze jakieś 3 piętra po schodach.

Na szczycie przywitały nas mocno arktyczne powiewy silnego wiatru, które sprawiły, że odczuwalna temperatura była jeszcze o dobre 10 stopni niższa, mimo, że już i tak było -10.

Z ciekawostek tarasowych, na szczycie można: skorzystać z toalety, przy dobrej pogodzie dostrzec  brzeg morza bałtyckiego, zaś od strony południowej podziwiać 368,5 metrową ryską wieżę radiowo-telewizyjną, czyli trzecią najwyższą wieżę w Europie oraz najwyższą w Unii Europejskiej! Pobyt, w naszym przypadku, dłuższy niż 5 minut zapewne groziłby jakimiś odmarznięciami, więc szybko udaliśmy się z powrotem na ziemię.

Nieopodal znajduje się ogromne targowisko. Zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz można kupić tam w zasadzie wszystko. Taka typowa giełda jak w ubiegłym stuleciu w naszym kraju. Co ciekawe, było to pierwsze miejsce, w którym Ryżanie sprawdzili nam zgodność certyfikatu Covid-owego z dowodem osobistym. Na lotnisku jakoś nikogo to nie interesowało, a na targu rybnym był to obowiązek.

Wróćmy jednak do centrum miasta. Nam szczególną uwagę przykuł park nieopodal budynku Opery (o której za chwilę). Niewielki, wijący się wzdłuż rzeczki park z jednym wzniesieniem jest chyba centrum zimowych szaleństw dzieci. Zjazd po oblodzonych ścieżkach z górki prawie wprost do zamarzniętej rzeki był, i zapewne jest, tutaj główną atrakcją. Aż sami chcieliśmy zakupić sobie jabłuszko, by zrobić chociaż kilka ślizgów (jabłuszka oczywiście do kupienia na targu z poprzedniego akapitu).

Będąc w Rydze polecam przejść się ulicami: Streinieku iela oraz Alberta iela. Zdobienia fasad budynków przypadną do gustu nawet największym architektonicznym krytykom!

Wspominałem wcześniej o ryskiej operze. Gdy zastanawialiśmy się, jak jeszcze możemy spędzić tam czas to przyszedł nam do głowy pomysł, aby sprawdzić weekendowy repertuar. I tak o to zarezerwowaliśmy bilety na Nabucco. Spektakl napisany przez Verdiego opowiada o początkach niewoli babilońskiej. Bilety do opery można zakupić w różnych sektorach, a ich ceny wahają się pomiędzy 7 do 50 EUR. Niewiele myśląc zaklepaliśmy te najtańsze. Lokalizacja kazała spodziewać się czegoś w rodzaju filaru przed nami. Ale to przecież opera, a nie teatr, więc filar nie powinien przeszkadzać w słuchaniu… Na miejscu okazało się, że mamy całkiem spoko miejscówkę – balkon i czwarty rząd. Orkiestrę widać. Scenę też. Pomyśleliśmy, że zrobiliśmy w sumie całkiem niezły deal. Gdy rozpoczęły się śpiewane dialogi w języku włoskim to zrozumieliśmy, że coś tu jest nie tak i w sumie to nie wiemy o czym oni śpiewają. Po pierwszym antrakcie postanowiliśmy się rozejrzeć po publiczności, która wyraźnie zadzierała głowy ku górze. Dopiero w drugiej połowie przedstawienia zorientowaliśmy się, że nad sceną umieszczony jest telebim wyświetlający na bieżąco napisy, zarówno w języku łotewskim, jak i angielskim. Wtedy właśnie zrozumieliśmy, dlaczego nasze miejsca były najtańsze. Nie sposób było z naszej lokalizacji odczytać cokolwiek. Na drugim antrakcie w Internecie znalazłem apkę, która w rzeczywistym czasie wyświetlać ma napisy. No właśnie, powinna wyświetlać… ale nie wyświetla. Jakiś błąd? Nie wiem… Nieco poirytowani tym faktem dokończyliśmy wizytę w Operze. Skomentuję to jednym zdaniem: Może te bilety były warte tylko 7 EUR, ale brak informacji przy zakupie o tym, że nie będzie widać ekranu z napisami jest karygodny! Zresztą, nie powinienem się chyba jakoś bardzo bulwersować, bo sztuka tłumaczona na angielski i tak była w stylu szekspirowskim, co sprawia, że i tak za wiele byśmy z tego nie zrozumieli.

Jedzenie (i picie) w Rydze. Przejdźmy na koniec do najważniejszego aspektu każdego wyjazdu. Wyżywienie. Jak wspomniałem na początku, śniadania mieliśmy zapewnione w hotelu. Pozostałe formy wyżywienia pozostawało nam załatwić na mieście. Ryga nie słynie z jakiejś wyszukanej i dziwnej kuchni. Raczej przeważają ryby, a jeśli akurat nie macie ochoty na rybę, to możecie zamówić sobie uszy świni w miodzie lub inne tego typu potrawy. Koniecznie z chlebem, który jest przepyszny! Bardzo chcieliśmy odwiedzić restaurację Rozengrals w zamkowym stylu, jednak z niewiadomych przyczyn była w czasie naszego pobytu zamknięta. Udaliśmy się więc do restauracji nieopodal Key to Riga. Śmiało możemy polecić! Za danie „regionalne” z przystawkami w Rydze trzeba zapłacić w granicach 30-40 EUR na osobę. Lunch da się wyhaczyć w cenie o połowę niższej. Porcje są raczej bardzo duże.

Łotwa stoi też wysoko w moim subiektywnym rankingu piwnym. Swoje czołowe miejsce zawdzięcza dzięki bardzo dużemu wyborowi kraftowych piw regionalnych. W czasie tych 3 dni odwiedziliśmy 2 restauracje oraz rozliczne puby i wyobraźcie sobie, że każdy z nich oferuje swoim gościom piwo ważone tylko dla tego jednego miejsca. Przeważają piwa pszeniczne, jednak wszędzie znajdziecie także ciemne Portery. I tak, jak w Polsce Portery niezbyt mi smakują, ze względu na odczuwalną zawartość alkoholu, tak na Łotwie mógłbym je pić w większych ilościach. Szczególnie polecam lokal O’paps.

Ryga także nocą ma swój klimat!

Podsumowując wszelkie przedstawione aspekty może Wam się wydać, że Łotwa nie jest jakimś bardzo rozwiniętym krajem. Cyfryzacja i informatyzacja jest na nieco mniej zaawansowanym poziomie niż w Polsce. Nie wszędzie zapłacicie kartą, więc sugeruję zaopatrzyć się przed wyjazdem chociaż w 50 EUR w gotówce oraz drobnych na autobus (bo biletomat na lotnisku pewnie nie działa do dziś). Biletomatów w autobusach oraz na przystankach w centrum NIE MA. Łotysze mają coś w stylu „karty miejskiej”, którą można doładowywać o ilość kolejnych przejazdów, jednak na krótki pobyt nie rekomenduję tej metody. Całe miasto jest swobodnie do zwiedzenia na nogach. Ponadto, uważam, że wizyta w zimowych miesiącach w Rydze jest bardzo dobrym wyborem. „Szare uliczki”, o których czytałem w Internecie przed przyjazdem, gdy przykryte są śniegiem wyglądają rewelacyjnie i oddają taki przyjemny klimat krajów północnych.

Pogoda trafiła nam się iście arktyczna. Pierwszego dnia mieliśmy około -10, zaś w nocy temperatura spadła do -20, by nad ranem wskazać -18. Była to raczej grudniowa anomalia. Normalnie takie temperatury zdarzają się tam raptem kilka, kilkanaście dni w roku. Niemniej jednak tak nam się spodobało, że postanowiliśmy w kolejną podróż udać się jeszcze bardziej na północ! Stay tuned! 😀

PS. W linku poniżej możecie znaleźć mapkę z zestawieniem atrakcji, które my odwiedziliśmy: https://www.google.com/collections/s/list/cRgXWRxNSeu2pJxr28nPpA

 

2 Komentarze

  1. Oyam

    Stary, nazwij to hejtem, niekostruktywną krytyką, bólem d***, jakkolwiek!
    Masz pióro na poziomie gazetki szkolnej w gimnazjum 😉
    Dodatkowo, sugeruje robienie jakichkolwiek researchów o miejscach, które odwiedzasz 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *