Dni coraz krótsze, jesienne miesiące zagościły w kalendarzu, zmrok zapada coraz wcześniej – to dobry moment na recenzję lampek rowerowych KNOG Big Cobber, których jestem posiadaczem od kilku miesięcy.

Słowem wstępu chciałem przypomnieć wszystkim czytelnikom i rowerzystom, że oświetlenie roweru jest obowiązkiem wynikającym z przepisów ruchu drogowego. To czy lampki pasują do roweru oraz czy psują „design” pozostawiam w tym tekście na marginesie. Zdrowie i życie jest dla mnie (a dla innych także powinno być) w hierarchii wartości znacznie wyżej niż jakieś durne zasady velominati, czy inne „przekonania”.
Do tego wniosku doszedłem nieco późno, ale, jak mawia Piotr Żyła opisując swoje wyjście z progu, lepiej późno niż wcale. Do czerwca oświetlenie w rowerze montowałem jedynie wtedy, gdy wiedziałem, że będę jechał po zmroku/przed świtem. Zdarzało mi się niestety w takich warunkach jechać czasem bez oświetlenia, bo w lampkach z Aliexpress padł akumulator… byłem trochę nieodpowiedzialny. Byłem. W czerwcu lampki KNOG zamontowałem na stałe i tylną lampę włączam zawsze – nawet w słoneczne lipcowe południe! Zauważyłem, że kierowcy widząc rowerzystę z włączonymi lampkami także w dzień jakoś bezpieczniej się zachowują podczas manewru wyprzedania. Może zaczynają w nas dostrzegać równoprawnego uczestnika ruchu?

Dlaczego Knog? Ano dlatego, że szukałem oświetlenia z bardzo dobrym akumulatorem, pozwalającym na założenie oświetlenia i wręcz zapomnienie o tym, że trzeba go czasem naładować. Na najbardziej ekonomicznym trybie, którego używam przez 90% czasu – w słoneczne dni, dojazdy do pracy itd. czas pracy baterii wynosi nawet 100 godzin. Z tego powodu dopiero początkiem września podłączyłem po raz pierwszy lampkę tylną do ładowania, zakupioną w czerwcu.
Czas pełnego ładowania wynosi około 5,5h. Trybów pracy w niniejszym modelu znajdziemy aż 8. Te najmocniejsze, służące do jazdy nocą są bardzo dobre w mojej opinii i odbijają się na znakach drogowych z odległości dobrych 100 metrów. Widoczne są zapewne przynajmniej z kilometra… A ich maksymalna moc wynosi 270 lumenów (tył) i aż 470 lumenów (przód). wracając do trybów. Ich ustawieniem możemy sterować z poziomu aplikacji na komputerze i konfigurować je dowolnie. Wystarczy podpiąć je do komputera. Na przykład mamy możliwość ustawienia przedniej lampki, aby świeciła tylko jej połowa diod. Przy montażu na kierownicy unikniemy efektu oślepiania nas samych.

Lampki są oczywiście wodoodporne i jazda w deszczu nie stanowi dla nich żadnego problemu. Kolejnym dużym plusem jest kształt. Ten półokrągły zapewnia ich zakres – aż 330 stopni! Dzięki czemu będziemy bardzo dobrze widoczni zarówno dla pojazdów znajdujących się przed i za nami, jak i dla użytkowników dróg planujących włączyć się do ruchu z dróg podporządkowanych. Można powiedzieć, że jest to model wręcz stworzony do poruszania się po mieście.

W pudełku znajdziemy dodatkowe uchwyty do montażu, które dobieramy do kształtu elementu, na którym chcemy zamontować oświetlenie. Mamy uchwyt pasujący do okrągłej sztycy oraz tej zakończonej w sposób aerodynamiczny (szpiczasty). Z kolei dzięki trzem, rożnej wielkości, oringom w zestawie jesteśmy w stanie montować lampki na różnej wielkości elementach roweru. Największy z nich pozwala na montaż nawet na główce ramy.

Nawiazując do powyższego, niestety przez błędny dobór uchwytu – użyłem tego z zakończeniem półokrągłym zamiast szpiczastym do zamontowania na widelcu – lampka przesunęła mi się na tyle, że doszło do kontaktu ze szprychą w kole na jednym ze zjazdów. Skończyło się to tym, że uchwyt pękł, a lampka przy prędkości około 60 KM/H zaczęła koziołkować po asfalcie. Ku mojemu zaskoczeniu wyszła z tego bez szwanku. Minimalne zarysowania są wręcz niezauważalne. A więc „crash test” uważam za bardzo udany. Od tego czasu używam uchwytu z innym zakończeniem i lampka na widelcu nie jest w stanie przesunąć się ani o milimetr.

Bardzo ciekawy jest tutaj system ładowania. Lampka wyposażona jest w port USB i możemy ją podpiąć bezpośrednio do kostki (od każdego telefonu), bez konieczności używania kabla.

No dobra, powiedziałem o tylu plusach, więc czy te lampki nie mają żadnego minusa? Lampki nie mamy możliwości włączyć, podczas gdy ją ładujemy. Także, zabawa z powerbankiem podczas jazdy i ratunkowe lądowanie lampki nie jest turaj możliwe. Ale w sumie czas pracy baterii jest na tyle długi, że można to wybaczyć. Druga sprawa – kwestią sporną jest tutaj ich cena. Za komplet lampek zapłacimy około 600 PLN, zaś jeśli zdecydujemy się na zakup pojedynczej sztuki, wydatek ten wyniesie około 320 PLN. Jednak zasadnym jest tutaj pytanie: ile jesteśmy w stanie zapłacić, aby chronić nasze zdrowie i życie?

W wersji budżetowej możemy sięgnąć po modele KNOG Mid Cobber lub KNOG Lil Cobber. Obie te wersje różnią się po prostu wielkością, a wszystkie ich parametry są niewiele słabsze. Moc najmniejszego zestawu jest na poziomie 50 lumenów (tył), 110 lumenów (przód). Zaś czas pracy na trybie ECO pozwala na używanie ich przez około 60 godzin. Ceny kompletów wynoszą odpowiednio około 400 oraz 270 PLN.
Knog w swojej ofercie ma mnogość różnych rodzajów oświetleń rowerowych. Po ich przekrój odsyłam Was na stronę ich polskiego dystrybutora: Bike-RS
Niektóre modele wyposażone są w system powerbanku. Czyli, korzystając z ich akumulatora mozemy sobie podładować np telefon lub chociażby licznik rowerowy gdy zajdzie taka konieczność. Wystarczy posiadać ze sobą krótki kabelek (który oczywiście znajdziemy w zestawie).
PS. Pamiętajcie, że nazwę KNOG czytamy jako: nog 

