Chyba każdy z nas przynajmniej raz w życiu doświadczył tego zjawiska. Niekończące się dylematy, którą markę roweru wybrać, na jakim osprzęcie i z jakimi komponentami. Jaki rozmiar ramy będzie dla mnie odpowiedni. Później spędzone godziny na czytaniu opinii w sieci odnośnie tego, czy iść w elektronikę, czy tez pozostać przy tradycyjnym rozwiązaniu. Środowisko znajomych mówiące, że w dzisiejszych czasach rower na hamulcach tarczowych to zdecydowany „must have”. Kolejne godziny czasu poświęcone na poszukiwaniu okazji i promocji. Około sto dwadzieścia osiem połączeń telefonicznych do znajomych z branży, czy nie mają może dla nas jakiejś fajnej oferty. Przedsenne myśli w głowie, czy jeśli dołożę 5k do lepszego roweru, to faktycznie będzie on lepszy. Itp. Itd…
U mnie było w sumie tak, jak to opisałem w pierwszym akapicie. Tutaj mocno skłamałbym gdybym napisał, że moim marzeniem od zawsze było kupno Ridleya. Marzyłem raczej o rowerze, który sprawiałby mi mega frajdę z użytkowania, a przy tym prezentował się całkiem elegancko. Mogę w sumie powiedzieć, że niewiele brakło, a na tej stronie pojawiałyby się fotki szaro zielonego Speca na mechanicznej stopiątce. Tak się na szczęście nie stało, bo w ostatniej chwili dostałem wiadomość o super okazji od takiego jednego mojego znajomego 😉
Ridley Helium SLX to najwyższa wersja modelu na warunki do jazdy po górach. Przy moich 172cm wzrostu zdecydowałem się na rozmiar ramy XS.
Na rower musiałem swoje odczekać. Ten ponad miesiąc oczekiwania był trochę wiecznością i taką niepewnością, czy aby na pewno wszystko się ułoży i uda się sfinalizować zakup. Suma summarum w połowie lutego przyszła paczka prosto z fabryki w Belgii i tak o to po raz pierwszy mogłem nacieszyć nim swoje oko już „na żywo”.
Jak widzicie rower wyjęty z kartonu był na osprzęcie Campagnolo Super Record EPS 12. Włoska klasyka i prezencja prosto z World Tour zdawały się stać w opozycji do mojego zdrowego rozsądku. Dlatego postanowiłem, że Campa pójdzie pod młotek, zaś zastąpi ją Shimano Ultegra Di2. Jednak koszty utrzymania i użytkowania Campy są dobre kilka razy wyższe niż oklepanego Shimano. Może kiedyś będę w stanie sobie pozwolić na Włoską robotę, ale jeszcze nie teraz. Całą zabawę związaną ze zmianą osprzętu pozostawiłem chłopakom z warszawskiego studia Veloart. Rower najwyższej klasy wymaga też najwyższej klasy specjalistów.
Koła Campagnolo Bora Ultra na ceramicznych łożyskach pozostaną głównie na wyścigi. Wersja karbonowego stożka 50mm pod szytkę nie predestynuje ich do użytkowania podczas zwykłej jazdy rekreacyjnej, czy też treningowej. Musze tutaj powiedzieć, że po przejechaniu na nich około 200km uważam, że to niesamowicie sztywne koła, które super „trzymają prędkość”. No i ten szum!
Jednak defekt szytki daleko od domu potrafi narobić sporo kłopotów, dlatego zaopatrzyłem się w drugi komplet kół do jazdy rekreacyjnej i treningowej. Treningówki to manufaktura pewnego krnąbrnego Krakusa z Krowodrzy – VeloTech. Facet zna się na rzeczy. Zaplótł mi już trzy komplety kół i ani razu mnie one nie zawiodły. Wersja aluminiowego stożka 30mm pod oponkę wydaje się być niezłym kompromisem pomiędzy sztywnością i aerodynamiką.
W kwestii ogumienia, w szytkach postawiłem na sprawdzone Vittoria Corsa Graphene+. Używałem tego modelu cały sezon 2018 (chyba mój najlepszy w całej dotychczasowej karierze). Na suchym asfalcie szły jak burza, na mokrym zaś nie brakowało im przyczepności. Jedna szytka poległa na szutrach podczas wyścigu w Niepołomicach, druga zaś się po prostu zużyła. Szytki wykonane są z bardzo miękkiej gumy, dzięki czemu nadają się raczej tylko na wyścigi, bo ich żywotność nie pozwoli zrobić raczej więcej niż 3-4 tys. kilometrów (wiadomo, można tyrać je pewnie nawet 10k km, ale za jaką cenę…). Opony treningowe to najwyższy model Pirelli – P zero. Solidne opony, zaufałem im praktycznie od razu. Mają też bardzo dobre opinie wśród kolarzy. Myślę, że kolejne szytki jakie zakupię, to będą właśnie Pirelli.
Jak już wcześniej wspomniałem, osprzęt na którym będę przemierzał kolejne kilometry do Shimano Ultegra R8000 Di2. Z Ultegrą znam się dobre 5 lat. Czas się więc przekonać do wersji elektrycznej. Pierwsze odczucia są bardzo pozytywne. Zmiana biegów to jest po prostu bajka! Myślę, że nie odkryję tutaj Ameryki jeśli napiszę: „już nigdy więcej nie będę jeździł na wersji mechanicznej”. Oczywiście za wyjątkiem kapryśnej pogody, gdy w ruch pójdzie stare dobre Salcano.
Zdecydowałem się na sprawdzony pół kompakt (52-36). W naszym polskim terenie, a także z moją niską wagą (i mocą względną) uważam, że jest to najlepszy kompromis. Nowością dla mnie są zastosowane tutaj owalne tarcze AbsoluteBLACK. Wyglądają obłędnie! Użytkuje się naprawdę bardzo przyjemnie. Łańcuch póki co ani razu jeszcze mi nie spadł, nie ma też problemów przy przerzucaniu biegów (piszę o tym dlatego, że w sieci nie brak takich opinii). Jednak umówmy się, na prawdziwe testy przyjdzie czas, gdy wybiorę się w góry.
Pedały to sprawdzona przeze mnie od lat wersja Look KEO Blade Carbon. Ciekawostką może być tutaj fakt, że postawiłem na sprężyny o naprężeniu 20Nm. Do tej pory używałem 12 i 16. Różnica we wpinaniu jest, ale nie jakaś kolosalna.
Kasetę w kołach wyścigowych zamontowałem 11-30. Zaś w treningowych mam 11-28. Tutaj myślę, że będę rotował wyborem w zależności od terenu. Nigdy nie używałem wersji z 30 ząbkami, a jest kilka podjazdów z którymi mam niewyrównane rachunki, więc akurat będzie okazja!
Komponenty są od firmy Deda. Odpowiednio sztyca to model Deda Superleggero RS Carbon, Kierownica (38mm) i mostek (110mm) – Deda Superzero – aluminiowe. W kwestii tych dwóch ostatnich muszę powiedzieć, że to tutaj odczuwam największą różnicę. Węższa kierownica była mi sygnalizowana już podczas poprzedniego fittingu, zaś dłuższy mostek to efekt krótszej ramy. Dzięki temu właśnie, rower stał się dużo bardziej zwrotny.
Na kierownicy niezmiennie od ponad dwóch lat Wahoo. Od ponad pół roku w wersji ELEMNT ROAM – recenzją tego sprzetu i porównaniem do poprzednika (Bolt) podzieliłem się tutaj.
Siodło to Selle Italia Team Edition Carbon. Swego czasu używałem już tego siodła w swoim pierwszym rowerze. Tutaj moje opinie nie są jednoznaczne. Muszę dać mu jeszcze trochę czasu, ale niewykluczam zmiany i powrotu do sprawdzonego siodła PRO.
Dlaczego nie wybrałem wersji na tarczach? Ridley tarcze wprowadził do swoich rowerów dopiero od tego sezonu (2020). Po prostu nie było promocji! 😉 A tak serio, na tarcze przyjdzie jeszcze pewnie czas. Póki co można w dobrej cenie znaleźć super rowery na hamucach szczękowych, gdyż jest w sieci mnóstwo wyprzedaży. Dzięki temu też waga roweru jest niższa, co w górach może być przydatne. Druga kwestia jest taka, że naprawdę nie miałem nigdy problemów z hamowaniem w deszczu itd. Jestem lekkim zawodnikiem, co sprawia, że tarcze nie są u mnie raczej koniecznością.
Generalnie cały sprzęt w mojej opinii sprawia wrażenie bardzo sztywnego. Zwłaszcza na stożkach, o których wcześniej pisałem. Gdy nacisnę mocniej w korby to czuję, że ta moc jest fajnie transferowana i ten rower po prostu z miejsca nabiera rozpędu. Myślę, że pierwsze starty sprawią, że będę mógł się bardziej odnieśc do fizyki i mechaniki tego modelu. Należy też pamiętać, że nie jest to wersja dla sprinterów jak model Ridley NOAH. Najważniejsze, że po fittingu w Veloart (o którym też kilka słów postaram się napisać) z rowerem dogadałem się perfekcyjnie. Kąty są dla mnie odpowiednie. Już odliczam niecierpliwie dni do testu w warunkach górskich 🙂
Pewnie zastanawiacie się, ile cały ten rower waży? Powiem Wam, że ja też się zastanawiam 😉 Na pewno wyszło poniżej 7kg. Może na dniach ogarnę jakąś wagę i uzupełnię ten wpis o tę informację, bo to trochę nieprofesjonalne z mojej strony, co? 😀
Jedynym updatem jaki pojawi się w tym sprzęcie, będzie pomiar mocy. Na pewno pozostanę przy wersji pomiaru w lewym ramieniu korby. Nie zdecydowałem jeszcze na co postawię. Póki co jeżdżę bez i przyznam, że jakoś mi go nie brakuje. Ale jako że jestem wielkim fanem cyferek i analiz, uważam że długo tak raczej nie pojeżdżę 😉
Ridley Helium jest sztywną ramą pod warunkiem, że ważysz do 75-80 kg. Zaletą tej ramy było dla mnie raczej tłumienie drgań przez tylny trójką, niż wybitna sztywność (Są dużo sztywniejsze konstrukcje na rynku). Campagnolo Bora 50 to obłędnie sztywne koła , może nawet zbyt sztywne. Jeździłem 3 sezony na Ridleyu Helium pod szczęki na DA 9000 i właśnie Campagnolo Bora w wersji One (tańsze hybrydowe łożyska). Twój ma dużo ładniejsze malowanie – będzie Pan zadowolony 😉
Mam nadzieję, że do tych wszystkich wniosków dojdę po dłuższym czasie użytkowania sprzętu 🙂
Dzięki za miłe słowa! :)))
Wszystko pięknie tylko to mocowanie sterownika! :O Dokup Di2 Clip, aby było czyściej!
W rzeczy samej tak właśnie zrobiłem 🙂 Ta gumka na fotce to pierwotny system mocowania 🙂
Fajny sprzęcior. Można taki wyrwać do 12-13 koła?
Na tych kołach chyba nie. Ale na jakichś aluminiowych myśle do znalezienia 🙂
Dzięki za odpowiedź. Niech służy jak najlepiej. Sam jestem przed dylematem co wybrać, stąd to pytanie 😀
Jest mega sztywny i przy mostku 110 super zwrotny. W każdym zakresie przewyższa mój poprzedni rower. Nie wspominając już o Di2 🙂
Cześć!
Taki rowerek ma sens przy wyścigach jak np. strachowicka strzała czy wyścig w sobótce?
Ważę 62 kg i raczej większej sztywności bym nie odczuł przy noah fast?
Mam aktualnie rower alu także stąd pytanie czy aż taka różnica na tych karbonach.
Fajny blog, obserwuję cię na fejsie 🙂
Pozdrorower
Hej,
SS czy Sobótka to są raczej lekko pagórkowate wyścigi, gdzie waga roweru (jak i samego zawodnika) raczej ma małe znaczenie. Noah Fast jest ramą sztywniejszą od Helium SLX. Więc na te wyścigi w mojej opinii Noah byłby lepszym wyborem. Wiesz, przesiadajac się na jakikolwiek rower w konstrukcji z karbonu odczujesz sporą różnicę. Pewnie nie tyle w samej sztywności (choć oczywiście też), ile w komforcie jazdy i lepszemu tłumieniu drgań.