Menu Zamknij

Wiedza, dzięki której nie przegram już żadnego wyścigu!

W miniony weekend miałem  wielką przyjemność uczestniczyć w wydarzeniu „Warsztat Zdrowia” zorganizowanym przez jednego z najlepszych fizjoterapeutów w Polsce – Dominika Omiotka. W planach były wykłady na temat żywienia, treningu, fizjoterapii, psychologii sportu, a także możliwość luźnej pogawędki z zawodowymi kolarzami.

Pierwszy dzień rozpoczął się od prelekcji dotyczącej triathlonu w wykonaniu Jakuba Czaji. Na drugi ogień poszedł Piotr Klin i jego walka z samym sobą podczas bicia rekordu polski w godzinnej jeździe na czas na torze. Niestety oba te wykłady musiałem odpuścić ze względu na piękną pogodę tego dnia.

Przybyłem na drugą część soboty, która rozpoczęła się od trzygodzinnego wykładu samego Dominika Omiotka na temat fizjoterapii w sporcie. Dominik to jest gość, który w 2017 roku zdobył tytuł Mistrza Świata w kolarstwie Masters. Jednak uważam, że jego największym sukcesem są setki pacjentów, którym był w stanie pomóc swoim doświadczeniem. A doświadczenie swoje zaprezentował nam nie byle jakie.

Do tej pory pozostaję pod wrażeniem tego, jak udowodnił nam, że źródło bólu nie musi być wcale w miejscu, w którym odczuwamy ból. W skrócie. Zapytał On początkowo czy znajduje się ktoś na widowni, którego coś obecnie boli. Zgłosił się pewien jegomość, który uskarżał się na ból w prawym biodrze. Dominik przeprowadził szybki wywiad, zauważył że ochotnik ma pewne tiki nerwowe w oczach. Następnie wyciągnął stół i zaczął „siłować się” z pacjentem, który ewidentnie miał mniejszą siłę w nodze po stronie bolącego biodra. Pomasował go kilka minut w okolicach oczu, następnie pomasował nieco łydkę i… siła w prawej nodze „cudownie” zaczęła przypominać siłę w nodze przeciwnej. Sam pacjent także przestał odczuwać ból w biodrze. Nieźle co? Ja też byłem i wciąż pozostaję pod wrażeniem. Oczywiście, jedna sesja takiego zabiegu zapewne nie sprawi, że ochotnik na zawsze pożegna się w bólem, jednak daje to pewien obraz na prawdziwość tezy z początku tego akapitu. Właściwie, ponoć jeśli masz problemy z kolanami, to jest duża szansa, że problem leży w jelitach. A Jeśli boli Cię dolny odcinek pleców, to może być to spowodowane ustawieniem… żuchwy (problem osób noszących aparaty ortodontyczne).

Później dowiedziałem się także, że właściwie „rozciąganie” nie ma większego sensu i tak naprawdę nic nam nie daje, a tylko naraża nas na kontuzje. W sumie spoko, bo nigdy nie lubiłem rozciągania. Nie lubiłem także nigdy rolowania, jednak tutaj już taryfy ulgowej nie ma. Trzeba rolować. Tak krótko jak się da, ale trzeba.

Dominik obalił także nieco mit treningu core. Generalna konkluzja jest taka, że każda aktywność fizyczna jest ważna i istotna w celu prewencji. Zaś rodzaj treningu (mowa o siłowni, basenie, piłce nożnej, siatkówce etc.) nie ma żadnego znaczenia.

Sobotę zwieńczyła rozmowa Adama Probosza z Bartkiem Huzarskim oraz Tomkiem Marczyńskim. Chłopaki przedstawili różne ciekawostki z codziennego życia kolarza, a także smaczki z wnętrza peletonu. Wiecie, że Chris Horner gdy wygrywał Vueltę stołował się w McDonalds, a zamiast żeli, w kieszonkach miał Snickersy i Marsy? Bartek także postanowił uświadomić nam amatorom, że pociąg z napisem ZAWODOSTWO odjechał nam kilkanaście lat temu, gdy nas nie było nawet na peronie… Jest w tym sporo prawdy. Musimy więc pamiętać, że nasza pasja jaką jest kolarstwo, bieganie czy inne aktywności sportowe (nawet jeśli uprawiamy je wyczynowo), jest tylko dodatkiem. Nie powinniśmy stawiać jej ponad wszystko. Rodzina, znajomi, praca… wszystko wydaje się być jednak nieco ważniejsze. Popularny Maniek ogłosił wszem i wobec, że przeniósł się na dietę wegetariańską, a niedługo może nawet wegańską. Dietkę stosuje ponoć od miesiąca, jestem bardzo ciekawy jej efektów. Ponoć Adam Hansen od kilku sezonów także łączy weganizm z zawodowym kolarstwem. Zwieńczeniem soboty była dość ostra wypowiedź Bartka Huzarskiego na temat zarządzania całym środowiskiem UCI. Zaczęło się dość niewinnie, od pytania na temat zasadności używania przez kolarzy radia oraz mierników mocy. A skończyło mniej więcej na tym, że sponsorzy w kolarstwie to ludzie mądrzy, którzy potrafili swoimi decyzjami oraz wiedzą zdobyć duże pieniądze, ale niestety w UCI decyduje banda zabetonowanych ludzi z czasów „PRL” i w tej kwestii choćby nie wiem co, to nie wiele da się zrobić. Przykre, ale jakże prawdziwe…

Niedziela przyniosła wykład Agnieszki Chylińskiej, która zawodowo zajmuje się badaniem oraz doborem odpowiednich wkładek dostosowanych do naszych stóp. Takie badanie odbywa się na specjalnej macie baropodometrycznej, która pokazuje rozkład obciążeń jakie przenoszą nasze stopy. Całe zadanie wkładek polega na odpowiedni transfer siły nacisku w miejsca, gdzie te siły powinny być przenoszone w sposób naturalny. Dla nas kolarzy znaczy to mniej więcej tyle, że pewnie możemy zaoszczędzić tutaj kilka watów, jeśli precyzyjnie skomponujemy wkładkę, która całą siłę będzie skupiała na oś naszych pedałów.

Drugą, właściwie oczywistą, informacją było to, że człowiek nie jest z natury stworzony do takich aktywności fizycznych jak szybkie bieganie czy też jazda na rowerze. Człowiek w „pierwotnym kształcie” miał sobie coś upolować, dobrze się najeść i odpocząć leżąc. Wszystkie inne aktywności, które my wykonujemy są z natury nienaturalne dla organizmu i potrzebuje on odpowiedniego czasu na adaptację chociażby do naszej pozycji na rowerze.

Kolejny wykład to dzieło Arka Koguta z Way2Champ. Człowiek z wielką wiedzą w zakresie treningów kolarskich (także triathlonu). Takich ludzi słucha się z wielką przyjemnością i tak tez było w tym przypadku. Arek skupił się na tym, by pokazać nam w jaki sposób możemy sobie efektywnie skomponować treningi kolarskie gdy czasu na nie mamy od 4 do 10 godzin w ciągu tygodnia. Wiadomo, kolarz zawodowy czas ten ma nieograniczony, a ilość tygodniowego treningu dochodzi nawet do 30 godzin! My musimy sobie radzić w trudniejszych warunkach, ale okazuje się, że nawet poświęcając na trening poniżej 10h możemy walczyć o zwycięstwa podczas naszych amatorskich zmagań. Zapewne sam/sama znasz niejednego takiego zawodnika. Ja znam kilku 😉 Musimy pamiętać, że powinniśmy skupić się na częstotliwości treningu kosztem jego objętości. Czyli w skrócie: częściej, a krócej. Na koniec dostaliśmy demonstrację tego jak działa program TrainingPeaks, oraz jak w fajny i przyjemny sposób możemy sobie rozpisywać jednostki. Także trening na nowy sezon będę próbował rozpisać sobie sam, zobaczymy jak to będzie z motywacją.

Po godzinnej przerwie na swój wykład zaprosiła nas Liza Wójtowicz, w którym poruszyła najważniejsze aspekty odżywiania. Duża ilość trudnych słówek z dziedziny biologii i chemii przypomniała mi moje koszmary z liceum i trochę przestałem ogarniać cały ten temat. Może dlatego po wykładzie udałem się do Mc Donaldsa? Nie no żart, w Maczku byłem przed wykładem Lizy! 😀

Zestaw Chrisa Hornera :D
Zestaw Chrisa Hornera 😀

Zwieńczeniem warsztatów był wykład Darii Abramowicz na temat psychologii sportu, oraz psychologii… w sporcie. Daria obecnie współpracuje z kadrą tenisistek oraz pływaków, w przeszłości zaś działała między innymi z kolarzami.kolarkami torowymi. Właściwie od tego pewnie powinienem zacząć swój tekst, bo ponoć najciekawsze rzeczy powinno umieszczać się na początku wypowiedzi. Mam jednak nadzieję, że większość z Was wytrwała do teraz. Wystąpienie Darii zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Bardzo czekałem na ten wykład, gdyż osobiście bardzo interesują mnie aspekty psychologii człowieka w każdej dziedzinie. Daria poruszyła wiele istotnych kwestii takich jak między innymi depresja u sportowców (wiecie, że Michael Phelps na olimpiadzie w Atenach oraz Pekinie, tam gdzie zdobył 14 złotych medali, startował będąc w głębokiej depresji?), hejcie w sieci, oraz o tym jak przezwyciężyć swój stres. Ogólnie, polecam zaobserwować sobie profil Darii Abramowicz na Facebooku i wyczekiwać informacji o jej wykładach i po prostu się na nie wybrać! Gwarantuję Wam 100% niezapomnianych wrażeń.

Całość imprezy moglibyśmy podsumować w dwóch słowach: umiar i różnorodność. Pierwsze powinno odnosić się do naszego poświęcenia dla sportu. Zaś drugie do treningów. Jesteśmy tylko amatorami, nikt nie płaci nam za jazdę na rowerze, jak to jest w przypadku zawodowca. Oczywiście, jeśli mamy nieograniczony czas, to trenujmy i poświęcajmy się temu w całości. Jeśli tak masz, to Ci bardzo zazdroszczę! Albo w sumie… Nie zazdroszczę 😀 Musimy także pamiętać, że nie ma jednego słusznego i idealnego schematu na każdego z nas. Trening, bądź inne bodźcowanie, które zadziała na jednego, nie zawsze zadziała też na drugiego zawodnika. Trzeba poznawać swój organizm oraz nieco eksperymentować, aby znaleźć właściwy zestaw treningów oraz regeneracji. Na koniec, pamiętajcie o śnie! Jest zdecydowanie najważniejszy!

PS. W poście na Facebooku dodałem odnośniki do profili każdej z osób, które wystapiły na warsztatach, gdybyście zechcieli ich zaobserwować i może kiedyś wybrać się na ich wykłady bądź wizytę 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *