Menu Zamknij

Weekend w Anglii – Manchester i Liverpool

Uważam, że miasta te są fajnym weekendowym strzałem. Więc nie poświęcałbym im więcej uwagi niż 3 dni. Nie będę się tutaj rozpisywał na temat tego, w jaki sposób do tych miast można dostać się z Polski, bo po pierwsze Ryanair oferuje te kierunki z większości naszych lotnisk, a po drugie, skoro tutaj jesteś, to istnieje prawdopodobieństwo, że bilet już masz zakupiony. W każdym razie, skompletowanie biletów w dwie strony nie powinno kosztować Cię więcej niż 200PLN, jeśli dasz sobie troszkę czasu i pokombinujesz z terminami.

Manchester, to taka brytyjska Łódź – przeczytałem w jednym z opisów pewnego podróżnika. Chyba mógł on mieć w tym stwierdzeniu sporo racji… Chyba, bo nigdy nie byłem w Łodzi 😉

Lotnisko w Manchesterze

Na lotnisku w Manchesterze wylądowaliśmy kilkadziesiąt minut po północy, co sprawiło, że skazani byliśmy na dwa środki transportu (trzecim jest pociąg jeżdżący co kilka minut do centrum miasta, jednak jego ostatni odjazd planowany jest około godziny 1). Wcześniej wspomniane pozostałe środki transportu tu bus i oczywiście taxi. Busy w Manchesterze nie są jakoś bardzo drogie. Jednorazowy przejazd z lotniska to koszt około 3,5£ (Funta). Można oczywiście bawić się w bilety okresowe (np. 7 dniowe), jednak uważam, że nie ma to sensu, gdy dobrze zaplanujemy swój nocleg. Z uwagi na to, że busy w Anglii mają swoje przystanki średnio co około 200m (wszystkie na żądanie!) oraz aplikacja Citymapper (odpowiednik polskiego jakdojadę.pl) pokazywała nam ponad godzinną jazdę.  Zatem finalnie postawiliśmy na taksówkę. W Manchesterze mamy do wyboru kilku przewoźników: między innymi Uber, FreeNow, czy też Bolt. Na każdą aplikację możemy znaleźć w sieci darmowe kody rabatowe na pierwszy przejazd (w Uberze znaleźliśmy na 5£, FreeNow 10£). Wybór był więc prosty. Taksówka w 20 minut zawiozła nas w okolice centrum miasta, gdzie mieliśmy swój nocleg. Za podróż wyszło około 35£ (a więc po rabacie 25£).

Nocleg

Musimy się przygotować na to, że jest to duży wydatek w tym mieście. Znalezienie czegoś w sensownej lokalizacji na Bookingu a przy okazji w rozsądnych cenach jest trudno wykonalne. Więc od razu sugeruję,  aby nastawić się na wydatek minimum 200PLN/noc za osobę. Ale, można to niejako odrobić na komunikacji. Wybierając nocleg relatywnie blisko centrum nie będziemy musieli nadużywać transportu, a wszędzie dojdziemy sobie na nogach.

Miasto – co robić?

Manchester posiada w swojej ofercie kilkanaście ciekawych zabytków. W sumie, najładniejszym z nich jest chyba Manchester Town Hall. Reszta jakoś nie przykuła mojej uwagi. Miasto to jest gratką dla fanów futbolu. Stadiony dwóch wielkich firm: Old Trafford (Manchester United) oraz Etihad Stadium (Manchester City) znajdują się na obrzeżach miasta. Jakoś nie jestem wielkim fanem żadnej z tych drużyn, więc stadiony postanowiłem sobie odpuścić. Ponadto w centrum miasta zlokalizowane jest Muzeum Futbolu z eksponatami z całego świata. Zaraz obok zlokalizowane jest ponoć  jedno z największych centrów handlowych w Europie – Arndale Centre. W mieście jest mnóstwo mniejszych i większych lokali gastronomicznych, z ciekawszych np. Peaky Blinders stylizowana na serial o tym samy tytule. Bez problemu znajdziemy także puby stylizowane na te irlandzkie. Ceny troszkę wyższe, ale niewiele od tych spotykanych w Warszawie. Za burgera przyjdzie nam zapłacić około 8-10£ (40-50PLN), a za piwko około 3-4£ (15-20PLN). Za to w supermarketach powiedziałbym, że jest taniej niż w Polsce.

Według brytyjskich naukowców ludzie z Manchesteru posiadają najbardziej seksowny akcent spośród całej Wielkiej Brytanii, co nie zmienia faktu, że jest cholernie trudny do zrozumienia. Apogeum problemów z akcentem była sytuacja z knajpy, do której wpadliśmy napić się kawy. Zdecydowanym tonem zamówiłem „Two big caffee latte”, kobieta zapytała „Any drinks?” Chwila konsternacji, jakie drinks… przecież właśnie zamówiliśmy kawę. Jakież zdziwienie ogarnęło mnie, gdy po kilkunastu minutach kelnerka przyniosła typowy British breakfast. Okazało się, że zupełnym przypadkiem udało mi się zamówić „The big italian platter”. Brawo ja! Co jeszcze zabawniejsze, akurat byliśmy świeżo po obfitym śniadaniu w sąsiedniej knajpce 😀

Drugą wpadką był zakup, a raczej próba zakupu soku pomarańczowego w jednym z supermarketów. Bo niby skąd mogliśmy się domyślić, że na półce pomiędzy sokami litrowymi, a wodą ktoś ustawi sobie pół litrowe koncentraty pomarańczowe, które nadawały się do stworzenia 50 litrów napoju pomarańczowego. Tu też niestety skapnęliśmy się po fakcie uprzednio zasmakowawszy napoju…

Zostawmy ten Manchester, przejedźmy się 70 km na zachód, do miasta Beatlesów, czyli Liverpoolu. Z Manchesteru możemy się tam dostać najszybciej koleją. Podróż jest dość komfortowa i trwa niewiele ponad 30 minut (pod warunkiem, że pociąg nam się nie opóźni). Dla mnie Liverpool to dużo ładniejsze miasto od Manchesteru. Dlaczego? Moja obrona tej tezy znajduje się poniżej.

Po wpisaniu frazy „Liverpool” w Google nie wyskoczy nam kompletnie nic o samym mieście. Wszystkie czołowe wyniki wyszukiwania skupią się na klubie piłkarskim – Liverpool F.C. I to właśnie na słynne Anfield skierowaliśmy swoje pierwsze kroki. Stadion oddalony jest od centrum o jakieś 3,5km, jednak polecam chociaż w jedną stronę przejść się tam pieszo (Janusz tip: jeżdżą tam też darmowe busy z centrum miasta). Po drodze na stadion, na wzgórzu jest całkiem urokliwy park, z którego roztacza się piękna panorama miasta oraz widok na zatokę.

Podczas tego krótkiego spaceru pogoda zmieniła się nam około 20 razy (serio!). Właściwie będąc w Anglii możemy być pewni, że gdy właśnie świeci piękne słońce, to za chwile prawdopodobnie będzie padał deszcz i tak w kółko. To się ponoć nazywa „angielska pogoda”. (Podczas swojej poprzedniej wizyty na wyspach – w Londynie, przez 5 dni miałem piękne słońce i praktycznie żadnej chmurki na niebie, więc jakoś bagatelizowałem to powiedzenie.) Deszcz w połączeniu z porywistym wiatrem początkowo był całkiem zabawny. Początkowo… dopóki nie straciliśmy w tej nierównej walce swojego parasola.

Anfield

Co tu dużo mówić – jedna wielka historia. Bardzo polecam zakupić tour po stadionie. Zajmie to nam około 2h czasu. Koszt wejścia to 35£ bilet normalny, 25£ bilet studencki (honorowane są również polskie legitymacje studenckie). Na wstępie całkiem zabawny Pan oprowadzający opowiada nam kilka zabawnych anegdot z jego kibicowskiego życia, a następnie puszcza krótki film ukazujący historię klubu wraz z pamiętnym wyeliminowaniem FC Barcelony z poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Podczas wizyty na stadionie przejdziemy przez wszystkie istotne pomieszczenia (trybuny, szatnie, zaplecze kuchenne itd.). warto także odwiedzić muzeum klubu, w którym można podziwiać wszystkie sześć wygranych pucharów Ligi Mistrzów,

czy też pamiątki bardzo zasłużonego dla tego klubu piłkarza – Stevena Gerrarda. Nie brakuje oczywiście polskiego akcentu w postaci Jerzego Dudka.

Będąc w dzielnicy Anfield, rzut beterem od stadionu jest całkiem przyjemna knajpka serwująca pyszne jedzonko oraz kawę – Homebaked Anfield. Jeśli kiedyś wrócę do Liverpoolu, to jest duże prawdopodobieństwo, że to właśnie z powodu tej kawiarni!

Miasto Liverpool

W centrum miasta znajdziemy sporo zabytkowych budynków oraz urokliwych uliczek, przy których jest duży wybór restauracji czy też klubów na czele z tym chyba najbardziej znanym: The Cavern Club.

To tutaj właśnie swoje początki miała jedna z najbardziej znanych kapel na świecie – The Beatles. Ogólnie muzyki Beatlesów posłuchać możemy w co drugiej miejscówce. Jest także ich muzeum, do którego kolejka była tak duża, że musieliśmy sobie niestety odpuścić.

Warto wybrać się także do części portowej miasta, gdzie można podziwiać ogromne statki transportowe czy też statki marynarki wojennej.

Ogólnie rzecz ujmując, Liverpool to takie przyjemne miasteczko pełne turystów i interesujących miejsc. Na drugim, a nawet trzecim planie są tutaj ulice pełne samochodów, czy też jakieś budynki korporacji.

Wieczorny powrót do Manchesteru, oczywiście pociągiem, upłynął pod znakiem oczekiwania na opóźniony skład, a także pod znakiem dobrze zjaranych Brytyjczyków, którzy tłumnie wybrali się do Manchesteru na kluby (była to sobota).

W ogóle wracając do pociągów… będąc w Anglii podróżowaliśmy tym środkiem transportu kilkukrotnie (byliśmy także na Mistrzostwach Swiata w kolarstwie w pobliskim Harrogate z przesiadką w Leeds) i za każdym razem pociągi były opóźnione, a to z powodu braku prądu w trakcji, a to z powodu… pomylenia drogi przez pociąg (???). Więc w sumie, nie ma co narzekać na nasze rodzime PKP, bo w nieco bardziej rozwiniętej Anglii problemy są te same. Ciekawostką jest to, że w pociągach nie spotkamy kontroli biletów znanych z naszych przewozów. Tam problem gapowiczów został rozwiązany w nieco inny sposób. Przed wejściem na perony dworca ustawione są bramki, podobne do tych na lotniskach, gdzie musimy zeskanować kod z biletu i wtedy bramki się nam otworzą, a my możemy wybrać odpowiedni peron. Sprawa wygląda analogicznie, gdy dojedziemy do celu podróży, aby opuścić perony musimy odbić ten sam bilet, a bramki nas wypuszczą. Proste? Bardzo!

Podobnie sprawa wygląda w autobusach. Wejść, oraz wyjść możemy tylko przez przednie drzwi obok kierowcy, gdzie każdorazowo odbijamy swój bilet, lub go kupujemy u kierowcy (możliwa płatność kartą). Pewnie pomyślicie, że rodzi to spore opóźnienia?  Powiem wam, że wejścia do autobusów i wyjścia z nich idą bardzo sprawnie. Pewnie podróż mogłaby być szybsza, gdyby zastosowali „nasz system”, ale tak jak wspomniałem na początku tego tekstu tutaj wybierając autobus od razu musimy liczyć się z tym, że będzie to dłuuuga podróż, bo autobusy często kluczą po osiedlach, a droga z punktu A, do punktu B mająca 3km, w rzeczywistości ma ich dwa razy więcej.

Będąc w tych terenach warto też pomyśleć, aby odwiedzić miejscowość Leeds (na wschód od Manchesteru). My w planach mieliśmy krótkie zwiedzanie tego miasta przy okazji podróży do Harrogate, jednak tak przemokliśmy podczas kibicowania, że musieliśmy odpuścić ten temat.

Podsumowując, Liverpool i Manchester to dobra destynacja na weekend, bądź też długi weekend. Przy okazji pobytu możemy uzupełnić braki w swojej garderobie, bądź też napić się wyspiarskiego piwa. Należy jednak pamiętać, aby wziąć ze sobą kilka parasoli, peleryny przeciwdeszczowe oraz oczywiście okulary przeciwsłoneczne, bo nigdy nie wiadomo czym akurat zaskoczy nas pogoda.

Na koniec ciekawostka rowerowa, jak przystało na bloga kolarskiego: maszyna do liczenia rowerów w Manchesterze

 

3 Komentarze

  1. Witold

    Hello. Trafne spostrzeżenia. Mieszkam akurat w połowie drogi pomiędzy Liverpool ,a Manchesterem. 25- 30 km rowerkiem można dojechać do obydwu z wymienionych miast. Raczej jednak wybieram Liverpool , bo to o wiele ciekawsze dla mnie miasto. Ma swój charakter . W sumie to te okolice ( Cheshire ) , to taki polski Śląsk , pewnie i Łódź, kiedy tu właśnie zaczynała się jeszcze w XVIII wieku światowa rewolucja przemysłowa.Po kopalniach węgla nie ma śladu , a w zasadzie powstały tereny rekreacyjne, a nawet rezerwaty przyrody, bo ta nigdy nie daje za wygraną. W miastach tutejszych króluje cegła , ,,familoków,, dostatek .:) Ta cegła , murki ,stolarka bywa malowana na czarno, co wzbudza moje zdziwienie , gdzie w rejonie o tak małej ilości słońca powinno się trochę inne kolory stosować. W miastach tutejszych nie znajdziesz czegoś takiego , jak rynek (centralny punkt) w polskim , niemieckim wydaniu…Co do języka , to prawie pełna zgoda , bo slang liverpoolski nie ma sobie równych. Pociągi jeżdżą raczej punktualnie, ale bywają wtopy. Tak właśnie podczas trwania mistrzostw w Harrogate lało nieźle i już jakieś podtopienia były. Za bilet zawsze można zapłacić u konduktora gotówką lub kartą jeśli nie kupiłeś go na dworcu. Cena pozostaje bez zmian. Ciekawostką jest bilet powrotny, za który płacimy tyle samo , co za bilet w jedną stronę. Co do pogody , to nie używam parasola.:) Nie często zdarza się , aby tu lało mocno , jeśli już to kilkanaście minut. W ciągu dnia bywają cztery pory roku. :)Nie muszę , nie wychodzę , nie jadę rowerkiem… czekam po prostu i za chwilę jest ok. Kto lubi , to znajdzie tu , a zwłaszcza w Liverpool wiele muzeów. Polecam morskie , w Manchester muzeum techniki. Dla miłośników kolarstwa też coś się znajdzie , ale to już trochę poza tymi miastami.:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *