No dobra, emocje trochę opadły. Minęły dwa tygodnie. Więc mogę wziąć się za napisanie paru słów o tym, jak to bezczelnie, pod osłoną nocy, popełniłem kilka drogowych wykroczeń.
Oczywiście wszystkich praworządnych, którzy nigdy nie złamali przepisów ruchu drogowego (wiecie, nie przejechali nigdy na pomarańczowym, na strzałce w prawo zawsze najpierw się zatrzymują itd…) ostrzegam lojalnie, że przeczytanie tego tekstu może wywoływać skrajne emocje, więc przed przystąpieniem do lektury zapoznajcie się z treścią ulotki dołączonej do opakowania bądź… wiecie sami.
Do rzeczy!
Morskie Oko, bo o nim będzie tekst, to takie miejsce w Polskich Tatrach, do którego można dotrzeć na kilka sposobów. Od Łysej Polany poprowadzona jest tam droga asfaltowa. Możliwości transportu jest kilka: pieszo, na koniu, na hulajnodze… Legenda głosi, że do roku 1997 można było tam dojechać także rowerem. Można było. Teraz jest zakaz, a za złamanie tego zakazu grozi surowy mandat. Zwiększył się ruch pieszy, a rowerzyści to przecież bandyci w kaskach i obcisłych gaciach (które jak powszechnie wiadomo i naukowo udowodniono uciskają na mózg i utrudniają mocno racjonalne myślenie).
Parę ładnych lat temu powiedziałem sobie, że kiedyś się tam wybiorę. Na Stravie wyczaiłem parudziesięciu śmiałków, którym się ta sztuka udała. Zauważyłem, że większość z nich obierała sobie godziny wieczorne wjazdu (po godzinie 21) i raczej na tygodniu, niż w weekendy. Ja postanowiłem zrobić to z samego rana, żeby coś tam zobaczyć, a nie tylko ciemności. Ponadto na atak szczytowy wybrałem niedzielę. Nie miałem za bardzo wyjścia, tak mi pasowało i tyle. Plan zakładał założyć obóz noclegowy na Głodówce (wiecie, te domki, które psują zdjęcia panoramy tatr przy głównej drodze) i o 3:30 ruszyć stamtąd w dół do Łysej Polany. Plany maja to do siebie, że nie zawsze się udają… Nocleg w dniu przyjazdu okazał się być nieaktualny (takie rzeczy chyba tylko na Podhalu :O ). Baza została założona w centrum Bukowiny Tatrzańskiej, a więc 20 minut dalej niż planowałem. Ale to raczej najmniejszy problem logistyczny tego wyjazdu!

Ruszyłem punktualnie 3:30 nad ranem. W totalnej ciemności. Przy skręcie na Morskie Oko byłem około godziny 4:05.

Dwa kilometry dalej miał znajdować się zakaz wjazdu, szlaban, budki, strażnicy i kto wie co jeszcze. Okazuje się, że o godzinie 4:10 szlaban zastaję całkowicie otwarty. Zakazu wjazdu, pomimo lampek i w miarę świtu jakoś nie widzę. Jadę, pierwsza przeszkoda ominięta. Ciągle sobie myślę, że może jacyś strażnicy tu spacerują i zaraz mnie w końcu zatrzymają… po drodze zaczynam mijać pojedynczych turystów, których na tej szerokiej relatywnie drodze mijam bez mniejszych problemów i kolizji.

Tempo narzuciłem sobie mocniejsze, gdyż chciałem szybko załatwić ten temat i nikomu się nie narażać. Co jakiś czas z przydrożnych krzaków wylatują jakieś ptaki czy inne bliżej niezidentyfikowane zwierzyny podobne do lisa? wilka? Nie wiem, ale miały one duży wpływ na mój czas na tym podjeździe 😀 Droga w większości prowadzi przez las. Czasem zza drzew wyłoni się jakiś ciekawszy szczyt górski, ale ogólnie to bez szału. Od czasu do czasu mijam jakieś domki, pewnie schroniska PTTK, lodziarnie i inne takie, przy których stoi kilkanaście aut osobowych. Wiadomo, zapewne z zezwoleniem… ale.. no dobra, zostawmy ten temat.

Godzina 4:40 docieram do celu. Przy jeziorze jest schronisko PTTK. Przy schronisku kilku turystów szykujących się na wspinaczkę w wyższe partie gór. Sam widok jeziora i gór nie robi jakiegoś piorunującego wrażenia. Takie wrażenie robi za to SYF pozostawiony przez bezwzględnych alkoturystów… Setki rozrzuconych butelek i puszek po piwie, dziesiątki papierów po czipsach, paluszkach, pozostawione niedopalone grille… No po prostu szok. Jak można pozostawić po sobie taki obraz? No dobra, dobrze wiemy, że największym bandytą tego dnia i tak jestem ja 😉

No ale wróćmy jednak do spraw rowerowych. Robię sobie i nie sobie kilka fotek i powoli zbieram się do zjazdu. Na szczycie jest 5 stopni ciepła (a raczej zimna). Pomimo upalnego dnia (siedem godzin później i 200km dalej było 37 stopni w cieniu) postawiłem na rękawki i nogawki i ten wybór okazał się bardzo słuszny! Na zjeździe zmarzłem niemiłosiernie. Aż nie chcę myśleć co by się ze mną działo, gdybym zaryzykował próbę jazdy na krótko. Zjazd staram się jechać bezpiecznie z uwagi na turystów. Na dole przy „bramkach” jestem o godzinie 4:50. Szlaban w między czasie został zamknięty, parking samochodowy szczelnie wypełniony, a kasy biletowe już otwarte. Ja przeszedłem sobie obok kas na spokojnie i znowu byłem po legalnej stronie życia. I tak oto skończyła się moja przygoda z najwyżej położonym podjazdem w Polsce. Bez przypału i bez stresu.
Uprzedzając pytania, bilet wstępu zakupiłem sobie przez Internet dzień wcześniej, więc jak coś, to miałem jakąś tam podpórkę 😀 Tak, byłem świadomy, że mandaty za wjazd rowerem wynoszą nawet 500pln i powiem szczerze, nie miałbym żadnego problemu tego mandatu też zapłacić (już pomijam fakt, że serio nie widziałem tego zakazu).
Pamiątkę z Morskiego Oka przywiozłem w postaci KOMa na Stravie zarówno na podjeździe, jak i na zjeździe. Więc w sumie jest okej! Aaaa, jak ktoś chce linka, to służę pomocą!

Czy polecam? Podjazd sam w sobie nie jest jakiś urokliwy. Jak wcześniej wspomniałem, większość poprowadzona przez las. Nachylenie średnie na 8km wspinaczki wynosi około 5%. maksymalnie chyba nigdzie nie przekracza 10%, zaś ostatni kilometr jest praktycznie płaski. Więc na całości robimy około 420m przewyższenia. Oczywiście fajnie jest odhaczyć najwyżej położony asfalt w Polsce. Ponad 1400m n. p. m. może robić wrażenie.

Sami sobie musicie odpowiedzieć, czy gra jest warta przysłowiowej świeczki! Ja drugi raz rowerem, raczej tam już nie wrócę.
PS. Stawiam piwko dla tego, który pierwszy poprawi mój czas na podjeździe!
PS2. Jeśli chcesz być na bieżąco z innymi moimi tripami, to zapraszam Cię na moją stronę na Facebooku–> O tutaj!
zakaz ruchu pewni gdzieś tam stoi (dotyczy wszelkich pojazdów, więc też rowerów)
Ja tam byłem na 5-biegowym rowerze z sakwami, gdy było to jeszcze legalne. Nocowałem w schronisku, nawet mieli wtedy jakieś wydzielone pomieszczenie gospodarcze, gdzie można było zostawić rowery na noc.
Ponoć stoi przy kasach biletowych, tylko akurat jak jechałem, to szlaban był otwarty i nie myślałem iść przez kasy, które były kawałek obok 🙂
Ludziom się naprawdę nudzi robić takie rzeczy i na dodatek o nich pisać…
Zazdrościsz kondycji chyba.
skoro jeżdżą dorożki, to dlaczego nie można jechać rowerem? Pewnie zaraz znaleźliby się tacy co by „dałnhilizm” uprawiali wśród turystów i byłoby „po ptokach”
Według definicji kodeksu drogowego, rower to: 47) rower – pojazd o szerokości nieprzekraczającej 0,9 m poruszany siłą mięśni osoby jadącej tym pojazdem; rower może być wyposażony w uruchamiany naciskiem na pedały pomocniczy napęd elektryczny zasilany prądem o napięciu nie wyższym niż 48 V o znamionowej mocy ciągłej nie większej niż 250 W, którego moc wyjściowa zmniejsza się stopniowo i spada do zera po przekroczeniu prędkości 25 km/h;
Zatem wystarczy zmodyfikować tak rower by był napędzany sprężonym powietrzem, co nie mieści się w zakresie pojazdu mechanicznego, spalinowego. Oczywiście powietrze sprężałoby się za pomocy pedałów rowerowych i systemu tłoczków, zaś napęd byłby pozyskiwany właśnie ze zbiornika sprężonego powietrza. Tak więc mamy pojazd pozwalający na poruszanie się po chodniku i nie dotyczą go zakazy wjazdu.
Zawsze się znajdzie „prawnik” który wymyśli swoje nowe prawo na oczywiste prawo…
A co by było gdyby tak wszyscy wyruszyli tam na rowerach ? Potem samochodami ? .. i zaczęli łamać inne zakazy i robić to co im się podoba ?….
GREGORIOS Twoja kreatywność graniczy z wynalazczością. Zaimponowałeś mi. Będziesz potrzebny podczas bezmyślnej okupacji prawnej Morskiego Oka.
Butla na spężone powietrze!
System tłoczków.
Dokładam mechaniczny hamulec dynamiczny jako ładowarka ciśnienia akumulatora sprężonego powietrza jazdą w dół. System tłumików syku powietrza w ramie.
Sp. z o.o. TdT – Tlen dla Tatr
To z piwem dalej aktualne ? mowa o jednym czy kilku, szkoda, że Twoja aktywność została oflagowana
Aktualne!
Aktywność właśnie odflagowałem, bo nawet nie zauważyłem, że coś sie tam popsuło.
Zakaz dla rowerów jest do morskiego, eh kiepsko.
Chyba, ze nie ma zakazu to zrozumiem 🙂
Byłem handbike na legalu w 2018, ale to można potraktować jako wózek inwalidzki, i ja zjeżdżałem 5km/h, a nie 30km/h i więcej. Zakaz jest przez osoby które z góry jechały na czas, i podobno kogoś potrącono. Pozdrawiam https://www.youtube.com/watch?v=NK6a-C2GBoI
Byłem w 1990 r. , wtedy było legalne . Zjazd zrobiłem bandycki to prawda , tylko nie było tyle pielgrzymek co teraz .
Czy hulajnogą elektryczna można?
Można
nie można
Hi. I was there 2 days ago. Because I wanted to climb Mengusowski sztit and the tarmac road to morskie oko is 2 hours long I decided to do it on mtb bike genuinely unaware of a bike ban. I passed the open gate at 7am. Unfortunately few hundred meters higher a mountain guard stopped me and told me I have to go back. I said fuck that and when he left I chained my bike in the forest to tree. After my hike on the way back I picked my bike. Passed the main gate and this idiot on a skoda Octavia started to chase me. Of course he didn’t catch me. I find all this ridiculous. It could be very easy to paint a narrow cycle path up to the morskie oko for cyclists. But ofcourse like in every post- communists country its easier to ban and punish.
Well yes… I also find it is stupid.
Bud I cannot imagine that the line painted only for cyclists would be for cyclists… In Poland many people are using cycle paths for walking, so to the Morskie Oko would be the same.
To reach Morskie Oko by bike you need to wake up very very early 🙂
Wybaczcie może czyjeś oburzenie, nie jestem zapalonym cyklistom a zakaz ruchu dla rowerów uważam za bandytyzm narzucony przez firmy czy też oscypków którzy wymuszają na niektórych obowiązek wynajęcia przejażdżki konnej. Przykładowo mam problem z kolanem i chodzeniem ale na rowerze śmiało mogę jeździć, a drogę na Morskie Oko chciałbym przebyć o własnych siłach. Bardzo fajny blog, pozdrawiam